Tuesday, January 24, 2017

Dzien 12 - Na innej planecie (+film)

Dzis jedziemy na lodowiec Perrito Moreno, wyjazd wczesny, ale jestesmy jak nowo narodzeni po wypoczynku w normalnych lozkach hotelowych. Poznajemy nasza przewodniczke PAULE:) i ruszamy do Parque anacional Los Glaciares...

 

Juz po drodze robi sie naprawde malowniczo...

 

a po niecalej godzinie widzimy po raz pierwszy cel naszej podrozy.

 


Z daleka lodowiec wyglada na masywny, natomiast prawdziwa skala widoczna jest dopiero z bliska. Wysokie na prawie SIEDEMDZIESIAT metrow czoło. Na dodatek lodowiec bez ustanku trzeszczy i huczy. Lodowe masy walcza z grawitacja, z naporem milionow ton lodu napierajacego z tylu, same soba. I tak przez tysiace lat. Kruszacy sie na naszych oczach front lodowca powstal z płatkow sniegu trzydziesci kilometrow dalej w czasach gdy Krzysztof Kolumb odkrywał Ameryke! Pierwotna potęga o niewyobrażalnej skali i sile żywiołu.


 


 

nie możemy iść dalej, nie potrafimy. To inna planeta. 

 


 

Mimo ze ze na nalezacy do Swiatowego Dziedzictwa Przyrodniczego ( World Heritage Area ) Los Glaciares National Park znajduje sie w regionie kapryśnej pogodowo Patagonii zdarza się cud - podczas naszej wizyty w rezerwacie trafiamy na prawie bezchmurne niebo i cudowne słońce, którego światło wydobywa jaskrawe odcienie bieli lodowca na tle szmaragdowej wody i pierwotnego błekitu nieba. 

 

Około południa zchodzimy do pobliskiego portu gdzie małym stateczkiem przecinamy jezioro. 

 

Na drugim brzegu w oczekiwaniu na przewodnika obserwujemy majestatycza sciane lodowca po ktorego grzbiecie juz niebawem przyjdzie nam sie wspinac. Pomruki i trzaski masywu porownac chyba mozna jedynie do odglosow trzesienia ziemi. Wyczekujemy każdego grzmotu i następujacego po nim oderwania sie bryły lodowej kóra wywołujac fale znika na chwile w toni jeziora tylko po to aby wynurzyć się po chwili jako nowy byt w postaci góry lodowej. Rozstawiamy statywy, uruchamiamy specjalne tryby spowolnionej rejestracji obrazu i...  cierpliwie czekamy. Znów mamy dzis szczescie. Kilkusekundowe basowe dudnienie zwiastuje potęzny rozłam.  Na naszych oczach wychyla się, a następnie wpada do wody wysoka na kilkadziesiat metrów cała lodowa kolumna wielkości średniego wieżowca! Mimo że stoimy na przeciwległym brzegu to podrywamy sie do ucieczki. Bardzo zreszta słusznie, gdyż mała fala tsunami dociera chwile pozniej w okolice miejsca w ktorym stalismy i z wsciekloscia rozbija sie o skaliste brzegi..

Czas na glowny punk programu. Nasz przewodnik przygotowywuje nas do trekkingu po pierwotnym lodzie Perrito Moreno. Zakładamy raki ze stalowymi zębami na nasze trapery i wchodzimy na lodowiec.

 



Kluczac z wielka rozwaga miedzy na kilkadziesiat metrow glebokimi szczelinami...

 

... oraz licznymi strumyczkami krystalicznie czystej wody wchodzimy do świata kształtów i kolorów ktore ciężko jest ogarnac umysłem.

 

 

 

 



 

 


Jakby tego szczescia bylo mało to w drodze powrotnej spotykamy slynnego badacza-  glacierlologa z ktory jest raz na rok, dokladnie dzis, dokladnie w momencie naszej wycieczki wprowadza w masyw aparature pomiarowa. Kilka chwil wymiany uprzejmosci i dowiadujemy sie z pierwszej reki od naukowca z ogorzala i spalona od slonca twarza ciekawostek o dynamice przemieszczania sie mas lodu.

 

Tuz przed zejsciem spotyka nas nie lada niespodzianka...

 

... pierwszy raz w życiu pijemy whisky z lodem kilkadziesiat razy starszym od złotego trunku.


 

... w imieniu Trzynastu wznoszw toast za Wasze zdrowie!!!

Zchodzimy w pierwotny, przesadnie aż zielony las gdzie w smutku przychodzi nam  po raz ostatni spojrzec na NASZ LODOWIEC...

 


Przed zachodem słońca ruszamy zamyśleni w kierunku El Chalten. Dwiescie prawie kilometrow przez marsjanskie prawie krajobrazy mija nam nie wiadomo kiedy. 

 


 

Tomek montuje kolejny film, Seba zgrywa materiały z drona a ja pisze ten wpis do naszego bloga zbliżajac się powoli w kierunku majaczacego na horyzoncie szczytu Mount Fitzroy...

 

... jutro o poranku znow zarzucamy na ramiona plecaki i ruszamy na trzy dni w Andy...

Kolejny odcinek naszego Video Bloga:





Above and Beyond
over and out
Grzybek








2 comments:

  1. Salute! Zdecydowanie bardziej leniwie, ale z podziwem i duchowym zjednoczeniem - wznoszę toast za dalsze przygody!
    Pozdrawiam, Tabi Antoni :)

    ReplyDelete
  2. Czekam na kolejny wpis i relację foto.Czyta się lekko i przyjemnie. A opisy przyrody prawie jak w ... Nad Niemnem ;) Pozdrawiam!!!

    ReplyDelete